*Południowa Tajga Syberyjska przechodząca w step.
Ciemne chmury zaczęły zasnuwać poranne niebo. Coraz to silniejszy wiatr wyginał smukłe sylwetki świerków i sosen.
Vlado przyklęknął nad wartkim strumieniem zanurzając dłonie w zimnej kryształowo czystej wodzie. Ujrzał przed sobą odbijającą się w nurcie uśmiechniętą brodatą twarz z czerwonymi od surowego klimatu policzkami i włosami zlepionymi błotem wystającymi spod futrzanej mongolskiej czapy.
Nabrał nieco wody i ugasił pragnienie.
"J
est wyjątkowo sprytny i mądry" Pomyślał mężczyzna.
"
Chciałbym podpatrzeć jego ruchy, zwinne ciało i mięśnie napinające się podczas skoku na zwierzynę, lecz nie uda mi się jeśli będę tu klęczał oddając się rozmyślaniu."
Vlado uśmiechnął się jeszcze szerzej i wybił się w powietrze przeskakując strumień. Jego stopy owinięte w brudne od błota i zakrzepłej krwi onuce miękko stąpały po grubym dywanie mchów i pokrytych wrzosem polanach.
Wojownik czuł iż jest już blisko celu. Gałęzie drzew rwały jego zniszczone już odzienie na strzępy, chłodny poranny wiatr smagał jego twarz a powietrze z jego ust z każdym wydechem tworzyło strużki pary.
Vlado przystanął spoglądając na poszycie i kładąc dłoń w zagłębienie w ziemi, miało ono kształt olbrzymiej łapy. Wojownik wyprostował się przez chwilę patrząc na coraz rzadszą tajgę i zamknął oczy ze świstem wciągając powietrze do płuc.
Starannie oddzielił odpowiednie zapachowe nuty, odsuwając wonne krzewy, mocne aromaty sosnowych żywic jak i delikatnych dzikich kwiatów. Tak jak dyrygent wychwytujący dźwięki poszczególnych instrumentów tak Vlado odnalazł interesujący go zapach -dziki i majestatyczny. Mężczyzna otworzył oczy, wbijając wzrok w linię drzew.
Po chwili ujrzał wyłaniającego się zza grubego drzewa olbrzymiego jasnożółtego kota. Bestia spojrzała na człowieka i wydała z siebie rozdzierający ryk. Ryk tak potężny iż zdawało się, że rozerwie niebo. Choć Vlado nie słyszał nawet piśnięcia przez jego ciało przepłynęła fala energii, czuł, że tygrys go sprawdza. Nie czekając więc na dalsze zaproszenie mężczyzna spojrzał prosto w zielone ślepia zwierzęcia rzucając mu wyzwanie.
Oślepiający błysk rozjaśnił chmury. Palące światło zstąpiło w kierunku drzewa przy którym stał kot i leniwie pełznąc w dół wyrzuciło z siebie dziesiątki mniejszych przypominających korzeni wyładowań. Choć trwało to tylko chwilę błyskawica rozerwała gruby pień w drzazgi zasypując Vlado płonącymi kawałkami drewna i drzazgami. Mężczyzna osłonił oczy dłonią i gdy tylko ognisty deszcz opadł spojrzał w miejsce gdzie stało zwierzę.
Niestety już go tam nie było.
-"sssybki jak blysssk, nieuuuchwytny jak mgłaa" wybełkotał zdumiony Vlado i obniżył nieco barki upodabniając się do skulonego i gotowego do skoku kota.
Przesunął swój środek ciężkości do przodu uderzając na wpół otwartymi dłońmi w ziemię tak by wypić się do przodu. Ułamek sekundy po tym napiął mięśnie ud z ogromną siłą bijąc nogami w mknącą pod nim murawę.
Wyprostował się w locie niczym skoczek zmierzający do tafli basenu, wysunął dłonie przed siebie i ...
I z impetem uderzył w niespodzianie wyrosłą przed nim dość smukłą, starą sosnę. Drzewo jęknęło i z łoskotem osunęło się na ziemię. Vlado jęknął i chwycił się za bark, spomiędzy palców zaczęła mu się sączyć krew.
* *
- Spoiler:
Co się wydarzyło przed opowiadankiem:
Vlado odbył wyczerpującą podróż na północ, każdego dnia trenując i wystawiając swoje ciało i ducha na liczne próby.
Niestety, prócz zimna i raniącej oczy bieli nie znalazł tam żadnego wyzwania. Postanowił więc iż wróci do Chin i tam odnajdzie nowego mistrza. Wiele tygodni zajęła mu podróż przez pokryte bagnami i błotem bezkresne połacie Syberii. Z rzadka napotykał na jakieś osady, zwykle robotnicze, górnicze albo rybackie wioski pełne życzliwych choć ubogich ludzi. Wdzięczny za gościnę często pomagał tubylcom wykorzystując swój spryt i siłę fizyczną.
Kierując się na południe kilkaset kilometrów od Mandżurii natknął się na trop olbrzymiego tygrysa i zapragnął go ujrzeć na własne oczy.
**