Kolista sala, tonęła w jasnym świetle, Wielką kopułe podtrzymywało dwanaście Zbroi Platyny. Kopuła została wykonana kunsztownie z czarnego Marmuru, ponaznaczana pięknymi zdobieniami. Na ścianach wyryto przepiękne obrazy z dawnych wojen i wielkich czynów, nie jeden z rycerz mógłby zobaczyć w tych obrazach samego śiebie. Pod główną ścianą stało drzewo, o pięknej koronie i pięknych zielonych liściach. Tuż przed drzewem stało dwóch strażników Zbroje Upadłego Serafina Harfy, trzymające Harfy w pogotowiu. W komnacie stał samotny mężczyzna.
-I czas znów zatoczył koło.- Powiedział chaos.- Nadszedł już wielki czas, aby pohamować ambicję ludzi i bogów. W tej świątyni pozostają wszystkie moce, zdolne zgładzić bogów i wszechświat, nikt ani nic bez mocy tej świątyni nie wyrządzi krzywdy bogom, ludziom ani całemu wszechświatu.
Chaos rozejrzał się dookoła i wyszedł potężne dębowe wrota zatrzasnęły się za nim. Bóg przekręcił klucz w drzwiach, które zabłysnęły jak lustro.
-Dobrze się spisałeś Rushifua.- Odparł bóg.- Niech twoja dusza z poprzedniej ery czuwa w tej świątyni, wiem, że mieszkasz teraz w swojej zbroi, i będziesz strzegł drzewa życia, przed splugawieniem. Żegnaj przyjacielu.
Bóg wyciągnął klucz i zamknął go w złotej szkatule, którą ukrył w płaszczu. Spojrzał na wszechświat dookoła niego, wznosiła się mroczna pustynia, która zapewnie wktrótce zapełni się caiałami głupców,którzy ośmielą się podnieść rękę na bogów, ich prawa oraz na Wszechświat, miejmy nadzieje, że poraz ostatni świat spotkało co spotkało... Chaos odszedł.