Saint Seiya PBF
Przyszli rycerze i wojownicy!

Bogowie udali się na spoczynek. Los krain jest w naszych rękach. Szykuje się długa wyprawa, w której udział biorą wszyscy aby odkryć tożsamość tajemniczego obiektu.

Dołącz do wyprawy i pokaż, że jesteś godzien przywdziania zbroi.
Saint Seiya PBF
Przyszli rycerze i wojownicy!

Bogowie udali się na spoczynek. Los krain jest w naszych rękach. Szykuje się długa wyprawa, w której udział biorą wszyscy aby odkryć tożsamość tajemniczego obiektu.

Dołącz do wyprawy i pokaż, że jesteś godzien przywdziania zbroi.
Saint Seiya PBF
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Pan Lodowego Ogrodu

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Hikaru

Hikaru


Dołączył/a : 19/05/2011
Liczba postów : 57


Pan Lodowego Ogrodu Empty
PisanieTemat: Pan Lodowego Ogrodu   Pan Lodowego Ogrodu Icon_minitimeWto Sie 02, 2011 10:57 pm

Przetrwanie:

Dawno, dawno temu- w dawnej erze-kiedy jeszcze istniał ZSRR, a na świecie trwała w najlepsze zimna wojna, pewien chłopiec żył już osiem lat na Syberii z człowiekiem, który go kiedyś przygarnął. Człowiek ten - Dimitrij- stał się jego nauczycielem. Hikaru starał się wykonywać wszystkie zadania, ale to które dostał w środku zimy uderzyło go niczym cios boxera wagi ciężkiej.

Dziecko miało przetrwać tydzień, gdzieś z dala od ludzi. Chłopiec miał tylko niezbędne rzeczy ze sobą, takie jak nóż, dużo za lekkie ubrania jak na tą porę roku. Dimitrij powiedział mu wszystko co niezbędne, poznał co las może mu zaoferować i dowiedział się jak zbudować sobie szałas. Chłopiec miał dużą wiedzę teoretyczną, ale brak umiejętności. Czy uda mu się przeżyć samemu w Syberyjskiej tundrze, w zimie ?

Gdyby Hikaru nie wykonał zadania-niemożna by było nawet myśleć w przyszłości o zostaniu rycerzem Ateny. Teraz jednak białowłosy chłopiec nie był w stanie wymyślać tego co by robił za te siedem dni. Był zbyt przejęty zadaniem.

Rankiem pierwszego dnia wujek go zostawił w środku lasku, praktycznie tylko z nożem, panierką i ubraniem. Hikaru zaczął ogarniać teren i próbować sobie przypomnieć co powinien najpierw zrobić. Dopiero wstało Słońce, więc chłopiec postanowił poszukać drewna na opał. Było bardzo zimno, a białowłosy miał cienką kurtkę przeciwdeszczową. Wszystko było pokryte śniegiem, ale nie było mokre. Hikaru parę razy wcześniej rozpalał ogień, choć teraz był przemarznięty i strasznie się bał. Pierwszy raz w swoim życiu był całkiem sam i musiał myśleć racjonalnie. Każda jego akcja będzie miała swoje konsekwencje. Czy przeżyje to tylko zależy od niego.

W okolicach południa udało mu się zgromadzić wystarczająco drewna. Przed rozpoczęciem zadania Dimitrij pozwolił mu zjeść syte śniadanie, więc nie był jeszcze mocno głodny. Dokuczało mu tylko zimno i możliwość przeziębienia się. Gdy się spoci i go przewieje-może umrzeć. Szkoła przetrwania nie wybaczała błędów.

Hikaru męczył się nad rozpalaniem ognia z dwa kwadranse, ale w końcu udało się i mógł ogrzać zmarznięte kończyny. Niestety nie miał czasu na robienie schronienia i teraz musiał się tym zająć, więc nie mógł nacieszyć się swoim nowym nabytkiem. Proste schronienie z suchych gałęzi, śniegu i wszystkiego co mogło nadawać się do uszczelnienia. Hikaru nie był dużym dzieckiem i nie potrzebował wiele miejsca. Nie do końca udało mu się, ale w miarę był odizolowany od wiatru, a ogień obok dawał dodatkowe ciepło. Już był zmęczony, ale musiał iść zapolować.

Pierwszy dzień mijał bardzo szybko i chłopak miał może trzy godziny aż zapadnie noc. W tym czasie powinien coś upolować lub zebrać by zjeść cokolwiek na kolację. Z biegiem czasu czuł się coraz głodniejszy i chyba tylko to mu pomagało w niemyśleniu o zimnie. Także w tym temacie Hikaru znał teorię i wiedział co jeść, a czego unikać. Tylko praktyka i teoria nie bez powodu są podzielone na dwa słowa.

Chłopiec długo chodził po okolicy i szukał korzonków, owoców i zwierzyny. Nie było tego wiele-znalazł dwa korzonki, które zjadł właściwie od razu. Były też jakieś malutkie owoce, kwaśno-gorzkie, ale drobny zastrzyk energii był. Gdy zrobiło się ciemno, białowłosy był już niedaleko obozu z kieszeniami niezbyt pełnymi. Głównie korzonki bo to było mimo wszystko najłatwiej dostępne. Usiadł przy ogniu i rozpakował się. Wszystko go bolało.

Był zmarznięty-nie czuł palców u rąk i nóg. Był głodny i bardzo zmęczony. Chwilowo te odczucia dominowały, ale zanim zaśnie musiał obmyślić plan na dzień następny. Jego myśli płynęły bardzo powoli. Odwodnił się dziś i kręciło mu się w głowie. Mdliło go. Grzał się przy ognisku i odpiął od paska pół litrowy kubek z metalu. Miał duże ucho i wyglądał na dość zużyty, ale był. Mógł służyć za mały garnek bez przykrywki.

Ostatkiem sił nazbierał doń śniegu z drzew i postawił obok ognia. Wiedział, że picie śniegu nie dostarczy mu soli mineralnych i tak dalej, ale to musiało na razie wystarczyć. Skoro miał drewno co najmniej na dwa dni to mógł szukać jedzenia. Miał też schronienie i to już nie było problemem. Musiał rozejrzeć się i pomyśleć o jakimś ociepleniu. Hikaru nie wytrzyma jeszcze sześciu dni w tym co ma na sobie. Myśląc nad jutrem i trzęsąc się z zimna chłopiec zamknął oczy i zasnął płytkim, niespokojnym snem.

W nocy co chwila się budził z zimna. Nie czuł już stóp i dłoni, mimo że trzymał je pod pachami. Wypił trochę gorącego śniegu i dołożył do ognia. Ta noc niewątpliwie była długa. Godzinę przed świtem Hikaru stwierdził, że nie ma siły już próbować zasnąć. Wypił jeszcze trochę śniegu i wyszedł ze swojego domku.

Nagle usłyszał coś co nie było tylko wiatrem. Rozejrzał się przestraszony i dłonią zasłonił światło ogniska by nie oślepiało. Nic jednak nie zobaczył prócz sylwetek drzew i krzaków. W tym niewielkim lasku żyło mnóstwo zwierząt, a taki apetyczny kąsek na pewno zostanie zauważony. Jak Hikaru miał się bronić przed takimi wilkami ? Miał tylko nóż i niewielką siłę. Dałby radę może dwóm wilkom jakby dopisałoby mu szczęście. I tylko wtedy gdyby walczyły pojedynczo. Nie miałby szansy z watahą. Na tą myśl od razu się rozgrzał i przestał odczuwać zimno, choć temperatura była w granicach -35 stopni Celciusza.

Miał jednak szansę bo miał inteligencję. Potrafił kontrolować żywioł ognia, którego boją się dzikie zwierzęta. Nie bardzo potrafił robić pułapki, ale zaczął zastanawiać się jak je zrobić by były skuteczne. Nie tylko by zapolować, ale też by ustawić na przywitanie ewentualnych gości. Rozmyślał tak póki nie zrobiło się jasno-wtedy ruszył na poszukiwania. Znów szukał jedzenia, ale też materiałów jakich mógłby użyć do zrobienia pułapek.

Po jakimś czasie, niedaleko od obozowiska znalazł małe, zamarznięte jeziorko. Jeśli mu się uda przebić przez lód to może złowi jakąś rybę ? Na tą myśl ślinka pociekła mu, ale na razie zaznaczył w pamięci położenie jeziora i poszedł dalej. Na dobrej zabawie czas mija szybko, chłopiec nie zauważył jak minęło południe. Znalazł kilka patyków, które mogły robić za włócznie, jeden na procę i więcej korzonków. Kora z drzew miała robić za żyłkę wędkarską. Trzeba było ją tylko spleść. Z drewnem zamiast palców mogłoby to być trochę trudne.

Późnym popołudniem wrócił do obozu i zrobił sobie zupkę z tego co udało mu się wygrzebać w ziemi, parę robaczków też się znalazło. To go rozgrzało i dało nowej energii choć nie było zbyt dobre. Mógł teraz zająć się tworzeniem włóczni. Potem miał zamiar wyjąć gumkę z majtek i zrobić z niej procę. Znalezienie małych kamyków nie powinno być trudne. Zrobienie żyłki z kory zapewne zajmie całą noc.

Przy bardziej manualnych pracach Hikaru musiał co chwila rozgrzewać dłonie przy ogniu i popijać śniegiem. Cały dzień kręciło mu się w głowie z niedożywienia i nie czuł się za dobrze. Na razie nie było to coś poważnego, więc starał się ignorować to zajmując myśli pracą. Tak zszedł cały dzień. Udało mu się naostrzyć włócznię i skonstruować broń miotaną. Nie miała dużego zasięgu, ale był wystarczający na małe wiewiórki czy inne maluchy. Gdy zrobiło się ciemno znów usłyszał szelesty, ale poza tym nic więcej. To był drugi dzień walki o przetrwanie. Jutro wybierze się na połowy. Był gotowy też na obronę życia, gdyby coś go zaatakowało, naostrzony patyk i proca dawały mu otuchy.
Powrót do góry Go down
Neo
VIP
VIP
Neo


Dołączył/a : 31/12/2007
Liczba postów : 1233


Pan Lodowego Ogrodu Empty
PisanieTemat: Re: Pan Lodowego Ogrodu   Pan Lodowego Ogrodu Icon_minitimeWto Sie 02, 2011 11:20 pm

Jak na pierwszy trening muszę powiedzieć, że całkiem dobrze:)

Nie ustrzegłeś się kilku błędów natomiast- na początku było trochę problemów z "by" oraz pozjadałeś w paru miejscach literki.

Początek mi się też nie podoba- w dawnej erze?. Zimna wojna trwała do upadku ZSRR- 1991 chyba. A my teraz mamy czasy, które trwają 10-15 lat po wydarzeniach z serii anime. To ile twoja postać ma lat?:D

mogłeś też to słówko era zamienić na nie tak dawno/ lub nie tak odległe czasy.

Sama koncepcja treningu jest jak najbardziej w porządku- jest troszkę opowieści oraz elementy przetrwania, które prowadzą do nauczenia się żyć w takich warunkach.

W kolejnym treningu liczę, że rozwiniesz ostatnią część. Uprzedzam jednak, że skoro twoja postać jest na korzonkach od 2 dni to nie jest w pełni silna:P Także heroiczne czyny proszę z lekkim ograniczeniem!:D

Niemniej jednak 2 lvl i spory "+" za sam pomysł. Liczę teraz, że wskoczysz na jeszcze wyższy poziom:)
Powrót do góry Go down
Hikaru

Hikaru


Dołączył/a : 19/05/2011
Liczba postów : 57


Pan Lodowego Ogrodu Empty
PisanieTemat: Re: Pan Lodowego Ogrodu   Pan Lodowego Ogrodu Icon_minitimePią Sie 12, 2011 6:45 pm

Walka z przeciwnościami losu:


Hikaru zmęczony po dwóch dniach pracy musiał zająć się połowami. Poszedł nad jezioro wyposażony w nóż i kilka gałęzi z igłami. Sprawdził grubość lodu i ostrożnie poszedł prawie na sam środek. Nastukiwał lód sprawdzając czy ten odcinek się nada. To szukanie na ślepo odpowiedniego miejsca naprawdę nie było łatwe i chłopak stracił sporo czasu na to. Godzinę przed południem udało mu się. Powoli zaczął pracować nad przeręblem, ale nóż nie należał do dużych, a lód mimo wszystko był gruby. Chłopiec napędzany myślą o pieczonej rybce rozbijał małe warstwy zamarzniętej wody, skrobał, drapał i skuwał. Trwało to wszystko całe eony, a Hikaru marzł coraz bardziej. Był zapięty po szyję i miał kaptur na głowie, ale i tak trząsł się jak osika. Przestał wykonywać już szybkie ruchy bo przy każdym poderwaniu się, czy zrobieniu jakiegokolwiek szybkiego ruchu ciemniało mu w oczach. Udało mu się po długim czasie zrobić małą dziurę w lodzie. Sprawdził jeszcze wszystko i poukładał gałęzie drzewa iglastego.

Teraz szybkie rusztowanie z paru patyków i pasków kory powinno utrzymać żyłkę. Co fakt nie dał rady postawić go w miarę szybko przez zamarznięte dłonie, ale zrobił co mógł. Zanętą był soczysty czerw, którego wykopał z ziemi trochę wcześniej. Teraz musiał to zostawić i iść zapolować na coś innego. Musiał zjeść coś więcej bo nie będzie w stanie przeżyć do końca tygodnia. Temperatura nie spadała, ale czuł dreszcze. W międzyczasie powtykał trochę mchu i trawy bez śniegu pod kurtkę tak dokładnie jak się tylko dało i uszczelnił rękawy i dół by nic nie wyleciało. Poczuł się trochę lepiej, ale dalej czuł się źle. Las może był pełen stworzeń, ale wszystkie dobrze pochowane w norach. Dodatkowo Hikaru czuł coraz większe pieczenie oczu. Naszła go myśl, że to może być początek śnieżnej ślepoty, a nie miał się jak chronić od światła odbijanego od śniegu. Znał jednak sposób, który może mu pomóc. Wziął jeszcze trochę mchu i wrócił do obozu żując go. Wszystko by uzyskać trochę soli mineralnych.

Po dotarciu do obozu białowłosy usiadł obok ogniska by się rozgrzać. Było późne popołudnie i wiele tego dnia już nie zrobi. Wziął jednak trochę popiołu i tego czarnego osadu ze zwęglonych patyków by nasmarować powieki i pod oczami. Taki make up był wykorzystywany przez mieszkańców Egiptu w starożytności by osłonić oczy przed słońcem. Ostatnie minuty dnia postanowił wykorzystać na znalezienie ścieżki zająców, którą gdzieś tu chyba wcześniej zauważył kątem oka. Nie był w stanie zrobić żadnej pułapki bo nie starczyłoby mu czasu dnia, ale chciał zaznaczyć to miejsce. Na niebie zbierały się ciężkie chmury i Hikaru był przekonany, że za chwilę zacznie się śnieżyca. Właściwie już zaczęły padać pierwsze płatki śniegu. Temperatura gwałtownie spadła i było coraz zimniej. Jeśli do tego pojawi się zbyt duża wilgoć może być jeszcze gorzej. Zanim słońce całkiem zaszło zrobiło się i tak ciemno przez chmury. Chłopiec ledwo znalazł poszukiwane miejsce i wbił kilka patyków oplecionych korą. Zaznaczył też drzewa węglem. Szybko musiał wrócić do obozu.

Prawie zdążył przed śnieżycą, zabrakło mu tylko kilka minut. Niestety było już całkiem ciemno, a na ostatnim odcinku rozległ się wicher porywający śnieg z ziemi i nie tylko, by przylepić go na wszystko co stanie na drodze płatków. Hikaru, gdy dotarł do obozu wyglądał jak bałwan...dosłownie. Obóz nie był gotowy na taką pogodę. Każda czynność ma swoje konsekwencje. Nikt nic nie zrobi za niego. Zapomniał o drzwiach i nie miał jak zatkać otworu do domku. Poza tym ogień wariował na takim wietrze. Był bardzo senny i czuł się przemarznięty do szpiku kości. Niestety musiał działać. Był spocony i coraz bardziej czuł się chory. Musiał jednak uklepać ściankę ze śniegu w okolicy ogniska b ochronić je od wiatru. Nie za wysoką, ale też nie za niską. Nie mogła być też zbyt blisko. Wygrzebał się ze schronienia i zaczął budować. Szło ciężko i powoli, uklepywanie i tak dalej w takiej pogodzie było morderczym wysiłkiem. W dodatku znów chłopak był głodny, a nie miał wiele jedzenia.

Chłopak dzielnie tworzył śnieżny mur by uchronić swoje ognisko przed zgaśnięciem. Postanowił, że zrobi mur o przekroju trójkąta by miał mocniejszą podstawę. Minęło kilkanaście minut, a może kilka godzin, kiedy Hikaru skończył. Wlazł do swojej miejscówki i wygarnął śnieg, który już nawiał, tworząc mniejszą, ale solidniejszą osłonę od wiatru. Chłopak ledwo widział na oczy, kręciło mu się strasznie i czuł mdłości. Nie miał jednak czym wymiotować. Położył się i spróbował zasnąć. Stracił świadomość czasu i kompletnie nie wiedział co się dzieje dookoła. Czuł zimno i pocił się. Miał dreszcze i nie mógł normalnie spać. Miał gorączkę przez to wszystko, a człowiek chory nie przeżyje w takim miejscu, tym bardziej dziecko. Minęła chyba cała noc, gdy chłopiec odzyskał zmysły do tego stopnia by rozejrzeć się. Ogień się już nie palił, został tylko żar. Dalej czuł się okropnie i nie mógł zebrać myśli.

Kołysał się w przód i w tył lekko, będąc jak pod wpływem jakichś substancji odurzających. Był cały zdrętwiały i bardzo ciężko było mu się ruszać. Wyssał jeszcze kawałek mchu i wyczołgał się z trudem poza swój domek. Było mu już tak zimno, że nawet zaczął czuć ciepło. Czuł się tak jak nie on-jakby jego dusza trafiła do drewnianej lalki. Spróbował zrobić kilka przysiadów, ale nogi były zbyt słabe. Musiał rozniecić ogień z żaru co było dużo łatwiejsze. Wystarczyło dołożyć odrobinę suchej trawy, dmuchnąć delikatnie i ogień gotowy. Potem tylko trzeba dołożyć kilka patyków. Kilka minut później chłopiec mógł się ogrzać i już gotował wywar z mchu. Pierwsza woda mineralna od... trzech dni ? Hikaru pogubił się w czasie. Musiał sprawdzić co z rybami, więc szybko wypił gorący napar zbierając tyle ciepła z niego ile się da i poszedł w stronę jeziora. Dalej było ciemno, nie wiele jaśniej niż w nocy. Szaro i ponuro. Znów rozległy się odgłosy wilków w oddali.

Szedł wolno bo nie miał siły. Musiał podpierać się o drzewa bo świat zbyt szybko wirował. Cały czas czuł mdłości, ale nie miał czym wymiotować. Nie było to przyjemne. Po ciężkiej drodze doszedł do jeziora. Przez chwilę szybciej zabiło mu serce. Ruszył przez lód aż do przerębla, który był trochę zaśnieżony, ale nie zamarzł dzięki gałęziom. Pociągnął za prowizoryczną żyłkę i wyciągnął. To było niemożliwe, a jednak!!!! Wyciągnął rybę, w dodatku jeszcze żyła jakimś cudem. Szybkim ruchem wyciągnął ją i rzucił na lód by zaraz uśmiercić ją. Pomyślał, że wnętrzności mogą przyciągnąć następne ryby, więc teraz je ochrzcił mianem przynęty. Nie wiedział tylko czy czekać, czy wrócić do obozu na porządną przekąskę. Zdecydował się poczekać chwilę, ale niezbyt długo. Tu było zimno i siedział na lodzie. To wszystko wzmagało jeszcze spadek temperatury ciała. Hikaru patrzył na żyłkę czy się ruszy, czy cokolwiek chwyci przynętę. Wiedział, że do łowienia ryb potrzeba czasu i cierpliwości.

Czekał jakiś czas-nie mógł stwierdzić dokładnie jak długo. W tym miejscu bardzo ciężko utrzymywać świadomość minut czy godzin. Dla małego chłopca to było lodowe piekło za życia. Wujek chyba chciał mu w ten sposób powiedzieć, że życie jest do rzyci. Teraz jednak nie miał siły wyciągać jakichkolwiek wniosków z powodu gorączki, zimna i głodu. Jedyne co chciał wyciągnąć teraz to drugą rybkę z przerębla. Pochylił się nad dziurą w lodzie zerkając czy są jeszcze jakieś ryby w wodzie. Nie mógł dłużej czekać na jedzenie bo jego ryba stała się mrożonką. Hikaru wstał i odszedł w stronę obozu by zjeść pierwszy porządny posiłek. Było chyba południe jak zaczął jeść. Zjadł ją całą wraz z oczami i podrobami. To pozwoliło mu zdobyć zastrzyk energii by zapolować, ale dalej czuł się chory. Znów poszedł spać tym razem dokładając do ognia zanim zamknął oczy.
Powrót do góry Go down
Neo
VIP
VIP
Neo


Dołączył/a : 31/12/2007
Liczba postów : 1233


Pan Lodowego Ogrodu Empty
PisanieTemat: Re: Pan Lodowego Ogrodu   Pan Lodowego Ogrodu Icon_minitimePią Sie 12, 2011 7:52 pm

Nieźle:)

po raz kolejny w ciekawy sposób odgrywasz swoją postać na tym lodowym pustkowiu. Wygląda to realistycznie bo jako chłopak odczuwam przerażające skutki pobytu w tym miejscu- jest ok;].

Jednakże sporo powtórzeń. W każdej części treningu przynajmniej po parę powtórzeń. Najczęściej to chłopak, później ryba, ją.

Staraj się także używać właśnie mniej słów dotyczących Twojej postaci.

Cieszę się natomiast, że zastosowałeś się do poprzedniej rady i zrobiłeś większe te części.

Za trening dam 2lvl. Jednak "+" z poprzedniego i kolejny "+" za aktywną grę na forum oraz poprawę jaką zrobiłeś dostajesz 3 lvl. Gratulacje i tym samym wskakujesz na jeszcze wyższy poziom pisania;]
Powrót do góry Go down
Hikaru

Hikaru


Dołączył/a : 19/05/2011
Liczba postów : 57


Pan Lodowego Ogrodu Empty
PisanieTemat: Re: Pan Lodowego Ogrodu   Pan Lodowego Ogrodu Icon_minitimePią Sie 19, 2011 1:01 pm

Powrót:

Chłopak bez wątpienia był chory, miął gorączkę i drgawki. Potrzebował leków, ale nie miał żadnych.. Miał ze sobą tylko nóż i kubek z domu. Resztę musiał sam znaleźć i zrobić. W tym stanie nie mógł na wiele sobie pozwolić. Udało mu się upolować dwie wiewiórki zanim mu się pogorszyło. Jeszcze trochę mięsa z nich zostało, a ze skóry zrobił coś w rodzaju rękawiczek. Położył w miarę wyczyszczoną skórę na zewnętrzną część dłoni i związał korą drzewa. Dzięki temu miał odrobinę sprawniejsze palce. Hikaru gotował mięso w śniegu, z dodatkiem mchu. Wychodził z tego cienki, chudy rosół, ale to chyba jedyna rzecz jaką mógł zrobić przed powrotem do domu by poczuć się lepiej. Tak właściwie to chłopak całkiem nie wiedział jak długo był już na tym pustkowiu. Wiedział, że kilka dni, ale nie wiedział dokładnie.. Nie wiedział nawet jak długo śpi. Z tego co wiedział to był oddalony od domu o jakieś pół dnia piechotą, ale w tym stanie nie mógł iść. Musiał zebrać wystarczająco jedzenia i sił by móc udać się w drogę powrotną. Na razie nie było najlepiej.

Cienki rosół trochę pomagał, choć możliwe było, że głównie na psychikę działał. Po prostu wspomnienia domowego ciepła podnosiła na duchu młodego białowłosego. Po kilku porcjach czuł się na tyle dobrze, że był w stanie wyjść ze schronienia i zobaczyć co się dzieje na jego rybnym stanowisku. Kilka razy próbował łowić, ale nigdy nie spędzał tu dużo czasu bo było zbyt zimno by móc więcej go poświęcić niż godzinę. Zostawiał przynętę i odchodził dzięki temu ryby miały co jeść. Natomiast dzięki temu często odwiedzały przerębel. Wszystkie niejadalne resztki musiał zakopywać daleko od obozu tak samo odchody. Mogłyby ściągnąć wilki lub inne groźne zwierzęta. Miał co prawda cztery włócznie, ale nie miał siły przeciwstawić się jakiemukolwiek zwierzęciu większemu od królika. Dalej kręciło mu się w głowie. Mniej niż ostatnio, ale dalej dość uciążliwie. Głupi był-przed trafieniem do lodowego piekła sądził, że będzie mógł się pouczyć lub poćwiczyć by nie wypaść z wprawy... mylił się.

Kompletnie nie zdawał sobie sprawy jak będzie naprawdę. Dopiero tu dotarło do niego, że jeśli czegoś nie zrobi, to coś pozostanie nie zrobione. Tak samo jeśli coś zrobi to wtedy będzie zrobione. Znał tą zasadę już wcześniej, ale nigdy nie zależało jego życie od JEGO poczynań. Każda decyzja ma swoje konsekwencje. Tak czy inaczej białowłosy musiał iść na obchód, w tym czasie może uda mu się znaleźć trochę chrustu na opał. Być może też znajdzie coś do jedzenia. Młody Daishi powoli się przyzwyczajał dos tanu w jakim się znajdował, choć zdawał sobie sprawę z jej niedogodności. Chodził po utartych ścieżkach zająców w nadziei, że znajdzie świeże ślady. Na oko mógł stwierdzić, że mają dzień, ale nie znał się na tym prawie wcale. Mimo to ukrył się w zaroślach z przygotowaną procą i czekał. Gdyby nie choroba i zimno, mógłby spędzić cały dzień na tym bo był dość cierpliwy jak na dziecko.

Po jakimś czasie czekania coś się pojawiło. Był to jeden, młody zajączek. Wyglądał na zagubionego i chyba szukał matki. Łatwy cel, choć mało jedzenia. Nie mógł sobie jednak pozwolić na wybrzydzanie. Włożył kamyk do procy i wycelował. Naciągnął gumkę, strzelił i zobaczył jak pocisk zabija małe zwierzątko. Hikaru był młody i nie rozumiał wielu rzeczy, tym bardziej nie rozumiał śmierci. Nie miał też jakichś problemów na tle etycznym. W końcu był dzieckiem, a dzieci nie obchodzą takie rzeczy. Dla niego to po prostu posiłek i nic więcej. Poza tym robi to po to by przeżyć. A jak nauczał Darvin- przetrwa najsilniejszy. Hikaru wziął swoją ofiarę i przerzucił przez pasek od spodni. Miał sporo luzu, musiałby dorobić kolejną dziurkę. Nie czekał dłużej bo musiał udać się na lodowisko i sprawdzić jak tam jego sushi. Idąc na miejsce znów zakręciło mu się w głowie.

Już od dłuższego czasu nie widział słońca, które skryło się za chmurami. Mimo to codziennie robił sobie make up węglem, by jego oczy mogły trochę odpocząć. Piekły go czasem, ale nie było to aż tak bolesne. Bardziej go drażniły łzy, które pojawiały się podczas napadów piekoty. Wtedy prawie nic nie widział i musiał z całej siły wyciskać je by spływały po policzkach. Po dotarciu do przerębla obejrzał wszystko dokładnie i przyczepił następną przynętę. Tym razem zaczekał dłużej. Zajączek zdążył zamienić się w lodową skamielinę, gdy pojawiło się pierwsze branie. Chłopak szybko się zajął rybką i wywalił wnętrzności, które raczej nie powinny być jedzone. Powiesił je na pseudo żyłce i czekał dalej. Był zmotywowany by wrócić do domu. Musiał tylko zgromadzić siły. Dwie ryby i zając dziś, jutro jeszcze coś i będzie można ruszyć. Dzień podróży może być zbyt dużym wysiłkiem, ale trzeba to w końcu zrobić.

W głowie już ustalał plan ucieczki z tego miejsca. Starał się też zerkać na przerębel by nie przegapić TEJ chwili. Ryb w wodzie było naprawdę dużo i na branie nie trzeba było zbyt długo czekać. W miarę sprawnym ruchem podciągnął żyłkę, a na jej końcu mała rybka. Chłopak przesadził z siłą i zerwał korę, a rusztowanie, które zrobił na początku jego obozowania zawaliło się. Tak właściwie to drewno było całkiem zlodowacone. Czyli nie będzie więcej sushi. Także to zwierzątko zabił i poszedł w stronę obozu zbierając trochę patyków na opał. Gdyby nie to cholerne zimno to w sumie byłoby tu całkiem przytulnie, gorzej z samotnością, choć jest tu sporo zwierząt. Mogłyby posłużyć za „peta”. Z takimi myślami wrócił do obozu obładowany jak tir. Chyba przesadził z tym wszystkim bo ledwo szedł, ale w końcu udało mu się zrzucić patyki na swoje miejsce i usiąść przy ogniu. Zaparzył wywar z mchu i wypił.

Oprawił mięso i pokroił na małe kawałki zająca, i wrzucił do śniegu w kubku. Trochę trwało ugotowanie wywaru, ale nie było nic więcej do roboty. Minęło jeszcze kilka godzin i chłopa był całkiem najedzony. Miał ułożony plan, ale musiał ostatni raz zapolować. Wziął kilka kamieni i poszedł w las. Być może ostatni raz już. Swoje wócznie miał także przy sobie, nóż w bucie. Chwilę po wyjściu z obozu w ciemnościach drzew widział jakieś sylwetki co chwila. W dodatku usłyszał warczenie. Zatrzymał się i przełknął ślinę. Bał się co może się z nim za chwilę stać. Wyjął jedną włócznię i zaczął krzyczeć. Miał nadzieję wystraszyć watahę, ale te dalej okrążały. Powoli zaczął się cofać do ognia z bronią podniesioną. Zerknął w tył by nie wywalić się i przyspieszył. Ogień płonął, a wilki nie zbliżały się na tą odległość. Nagle w jednym momencie dwa stwory ruszyły. Hikaru chwycił płonącą gałąź rozrzucając trochę żaru dokoła.

Jeden z wilków zastopował, ale drugi skoczył. Wylądował tuż przy chłopaku i warczał. Młody wymachiwał pochodnią i próbował nastraszyć wilka. Ten jednak machnął łapą odrzucając patyka, a białowłosy wywrócił się. Bestia przez chwilę warczał jeszcze, po sekundzie zaatakował. Hikaru nastawił włócznię ostrzem w na skos i zamknął oczy. Kilka centymetrów od jego twarzy znalazł się pysk wilka, który nabił się na naostrzony kij. Ten pod wpływem impetu pęknął w z dłuż, choć wytrzymał atak. Instynktownie odrzucił dogorywającego psowatego z kijem w klatce piersiowej i wstał gwałtownie. Pociemniało mu w oczach i jeszcze bardziej zakręciło w głowie. Natomiast w jego żyłach pojawiło się mnóstwo adrenaliny. Podniósł prawie dopaloną pochodnię i włożył na chwilę do ognia rozglądając się dokoła. Było chyba z pięć wilków, które jednak nie atakowały. Myślą nad strategią ?

Jak zacznie uciekać to zaraz go dopadną. Wiedział, że przed wilkiem nie ucieknie, jeśli będzie biegł. Był już wieczór i zostanie tu może się źle skończyć. Był uzbrojony we włócznię i pochodnię. Ruszył wolnym krokiem przez las w stronę domu. Adrenalina dalej dodawała mu sił, choć męczył się coraz bardziej, z tym że tego nie czuł. Musiał mieć na oku pięć bestii. Kolejne dwa się zbliżały. Nagle zagrzmiało i strzelił piorun w drzewo, które zapłonęło, a po chwili runęło na dwa wilki. Hikaru był przerażony, ale ruszył z całej swojej szybkości przed siebie. Miał okazję uciec. Nie patrzył co się dzieje za nim by nie zwalniać. Wilki musiały się speszyć spadającym drzewem. Biegł póki starczyło mu sił. Po jakimś kilometrze całkiem opadł z sił, a ciało płonęło żywym ogniem. Padł po prostu na śnieg ciężko dysząc. Po chwili dopiero doszły do niego dźwięki z okolicy, szelest starych liści, powarkiwanie. Dwa wilki szły za nim.

Jego pochodnia zgasła zupełnie, więc została tylko włócznia jaką trzymał. Pozostałe złamały się w chwili upadku. Miał też nóż, ale kij był dłuższy. Nad białą czupryną ukazał się pysk wielkiej bestii. Adrenalina buzowała dalej. Dźgnął na ślepo i wstał. Czaszka mu pękała, krew pulsowała w żyłach. Drugi gdzieś zniknął, a ten okazał się ranny. Obficie krwawił z okolicy brzucha. Hikaru dyszał ciężko nie mogąc uspokoić oddechu. Wyciągnął nóż z buta i zaatakował zupełnie bezmyślnie. Pchnął włócznią, zwierze odskoczyło i trafiło chłopaka łapą szarpiąc kurtkę. Białowłosy ciął jeszcze nożem na oślep. Chybił. Cofnął się o kilka kroków i wtedy wilk się nań rzucił wywalając malca na plecy. Bestia podrapała mu tylną nogą jego nogę, ale zaskowyczała i po chwili padła. Białowłosy przypadkiem dźgnął ją w tors. Szczęście mu dziś dopisywało. Choć był ranny i być może mogły czaić się jakieś watahy. Nie miał siły wstać, wszystko go rwało, mięśnie paliły. Śnieg dawał ukojenie. Po godzinie wstał i rozejrzał się. Żadnego zwierzęcia już nie było. Było jednak coś innego. W całej okolicy w jakiej teraz się znajdował było mnóstwo roślin, ale całkowicie zalodzonych. Była to łąka całkiem bezdrzewna, ale zalodzona. Sam leżał przez godzinę w kilkunastu zlodowaconych kwiatach. Nie zauważył tego wcześniej. To było coś wspaniałego, tylko jak to mogło powstać ? Kwiaty zwykle po prostu umierały na zimę... a ta łąka jakby sztuczna... postanowił zapamiętać ten widok i zostawić ten obraz głęboko w umyśle i poszedł dalej. Był lekko uśmiechnięty i zadowolony, przez chwilę prawie przestało go boleć ciało. Potem jednak zaczął utykać na ranną nogę i musiał oprzeć się na leżącej gałęzi, która posłużyła mu jako kula. Przeszedł jeszcze kilkanaście kilometrów, Zaczęło wychodzić słońce zza horyzontu, kiedy padł twarzą w śnieg na wzgórzu półtora kilometra od domu. Właściwie widać było już światło w oknach.
Z tego wszystkiego stracił przytomność i obudził się w swoim łóżku i z nogą w bandażach. Jak potem się okazało stracił litr krwi, miał 42 stopnie gorączki i-jasna sprawa-był całkiem wycieńczony. Cud, że przeżył starcie z wilkami.
Powrót do góry Go down
Neo
VIP
VIP
Neo


Dołączył/a : 31/12/2007
Liczba postów : 1233


Pan Lodowego Ogrodu Empty
PisanieTemat: Re: Pan Lodowego Ogrodu   Pan Lodowego Ogrodu Icon_minitimeNie Sie 21, 2011 10:33 pm

"Bestia podrapała mu tylną nogą jego nogę"-wtf:D?

Sprawdzaj sobie trening przed wrzuceniem go. Tak samo w 2 pierwszy częściach masa niepotrzebnych powtórzeń. Później także, ale rzadziej.
To nie psuje tekstu tak bardzo, ale jednak taką "małą" szpilkę wkłuwa w oko:)

niemniej jednak tekst długi, czytelny i fajny. 3 lvl- ładną złapałeś formę;]
Powrót do góry Go down
Hikaru

Hikaru


Dołączył/a : 19/05/2011
Liczba postów : 57


Pan Lodowego Ogrodu Empty
PisanieTemat: Re: Pan Lodowego Ogrodu   Pan Lodowego Ogrodu Icon_minitimeNie Sie 28, 2011 1:43 pm

Wybrana część z pamiętnika-wpis pierwszy [telekineza]
W końcu postanowiłem opisywać wszystko co mi się przytrafi. Jest przeddzień opuszczenia Syberii po zniknięciu Dimitrija. Po przeszukaniu całego domu znalazłem kilka przydatnych rzeczy, choćby kilka kartek napisanych przez mojego wujka. Były to jakieś zapiski dotyczące umiejętności rycerzy w Sanktuarium. Była wzmianka, że siłą woli przenosili całkiem spore kamienie. Dodatkowo rzucali przeciwnikami niczym szmacianymi lalkami nie dotykając ich nawet. Zapragnąłem takiej mocy. Wiedziałem czym była telekineza i badania naukowe na ten temat nie była mi obca. Nigdy wcześniej jednak nie myślałem, że sam mógłbym coś takiego osiągnąć. Jako przyszły rycerz muszę opanować podobne zdolności. Przeczytałem wszystko co miałem na ten temat by przygotować się teoretycznie. Notatki Dimitrija nie były dokładne. Był to zwykły opis tego co widział. W miarę normalni ludzie też potrafili przesuwać przedmioty umysłem. Nie mogłem być gorszy od kogoś takiego.

Ustawiłem kilka sztućców, kubków i innych małych przedmiotów na stole i usiadłem na krześle po drugiej stronie, starając się rozluźnić. Między mną, a przedmiotami może były dwa metry stołu i bez wstawania nie mogłem ich podnieść. Patrzyłem się na jeden kubek tak długo, aż nie przestałem widzieć całej reszty, a to naczynie stało się całym moim światem. Chciałem nakazać mu podnieść się chociaż na parę centymetrów. Gapiłem się tak godzinę, ale nic nie uzyskałem. Wpadłem na pomysł, który wydawał się tak prosty. Wręcz dziecinny. Nie mogłem dotykać przedmiotów, ale mogłem to sobie wyobrazić! Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie dłoń, która miała podnieść kubek... tylko gdzie on jest ? Pod powiekami panowała ciemność i jasna wyobrażona część ciała. Musiałem sobie wyobrazić cel, który mam chwycić. Po chwili i to się stało. To było tak łatwe, że nie mogło by się nie udać. Chwyciłem naczynie i otworzyłem oczy....

…. nie udało się. Nic kompletnie nie zdziałałem. Dlaczego ? Najpewniej dlatego, że wyobraźnia nie wystarczy. Najwidoczniej musiałem widzieć przedmiot, który miałem ruszyć. Bolała mnie już trochę głowa. Wziąłem łyk z piersiówki i znów skupiłem się nad zadaniem. Tym razem nie zamykałem oczu. Patrzyłem na swój kubek przez kolejną godzinę by znów tylko on zaistniał, a cała reszta stała się mizernym tłem jakiegoś obrazu, które jest zamazane i całkiem niewyraźne. Tylko cel był realny i wyraźny. Musiałem do tego dodać dłoń- niematerialną wersję mojej własnej, tak jak zrobiłem to mając zamknięte oczy. Nie znałem się zbytnio na anatomii, więc wyobrażenie sobie kursora myszki w kształcie rękawicy ognioodpornej było łatwiejsze, niż stworzenie doskonałej pod względem anatomicznym pięknej kobiecej dłoni. Udało mi się wyobrazić coś w tym rodzaju i skierowałem ją na kubek. Gdy spróbowałem go podnieść poczułem jakby ktoś robił mi akupunkturę czaszki rozgrzanymi igłami. Telekineza była trudniejsza niż przypuszczałem.

W swoim życiu poznałem różne rodzaje bólu. Ten towarzyszący mi w tej sytuacji nie był aż tak bolesny. Musiałem się skupić na dłoni chwytającej ten cholerny kubek. Wydawał się jakby był z ołowiu, wypełniony po brzegi całą masą Słońca. Wysiliłem wszystkie siły i napiąłem wszystkie wyobrażone mięśnie rękawicy i nakazałem podnieść cel. Udało się. Podniosłem obiekt mego skupienia. Chwilę potem straciłem koncentrację i wszystko się skończyło. Powtórzenie czynności było już prostsze, ale musiałem odpocząć. Zaschło mi w gardle, więc wziąłem kilka łyków z piersiówki. Poczułem przyjemne ciepło rozchodzące się po organizmie i chwilę potem przystąpiłem do kolejnej części treningu. Po kilkunastu minutach już moje skupienie osiągnęło poprzedni poziom. Jak się wie jak to znacznie łatwiej przychodzi to do czego się dąży. Tym razem trochę szybciej poszło mi podniesienie kubka, ale tym razem starałem się utrzymać kilka centymetrów nad stołem.

Po chwili lewitowania przedmiot zaczął powoli dążyć do mojej wyciągniętej dłoni. Bardzo niestabilnie co prawda, ale po kilkunastu sekundach dotknąłem uszka i objąłem całe naczynie palcami. Musiałem wzmocnić telekinetyczny uchwyt Mocy. Następną rzeczą był widelec. Chciałem wypróbować inną metodę przenoszenia. Wyobraziłem sobie, że cały świat jest morzem gęstej materii, która nie jest widoczna. Jakby powietrze zgęstniało do tego poziomu by je móc dotknąć. Wybrałem powietrze bo jest wszędzie, na całej planecie. Otacza wszystko i wszystkich. Wystarczyło wyobrazić sobie, że dotykam przedmiotu i zrobić ruch ręką jakbym go podnosił. Powietrze miało przedłużyć moja kończynę i niczym ramię robota przełożyć energię na podniesienie widelca. Poszło topornie, ale udało się nawet przyciągnąć sztuciec. Zatrzymałem go przed sobą i nakazałem by obrócił się kilka razy. Poprawiłem chwyt Mocy i widelec lewitując na wysokości twarzy obracał się bez przeszkód. Następnym etapem było dołożenie kilku rzeczy i utrzymanie ich jednocześnie.

Do tego trzeba było dołożyć jeszcze więcej skupienia i koncentracji. Dorzucić trochę bazylii i parmezanu. Oddaliłem widelec, ale utrzymywałem go dalej. Stworzyłem drugą Dłoń Skupienia wokół noża, a trzecią wokół łyżki. Byłem tak skoncentrowany, że poczułem potężny ból głowy. Nie mogłem jednak przestać. Odrzuciłem jednak ból na dalszy plan tak jak to zrobiłem z całym pozostały światem. Chwyciłem dwa następne przedmioty i z trudem podniosłem ostatni cel ogarniając wzrokiem wszystkie elementy. Obracały się jakby na pionowo postawionym kole. Każdy ruch sprawiał ból, choć widać było efekty ćwiczeń. Po kilku godzinach panowałem już nad kilkoma przedmiotami niewielkich rozmiarów. Mogłem sprawić by lewitowały, przybliżały się do mnie, lub miotać nimi. Choć nie było to celniejsze od zwykłego rzutu to zawsze dawało jakąś przewagę. Ta umiejętność mi się przyda bez wątpienia, być może szybciej niż sądzę. Nie wiem co mnie czeka w nadchodzących dniach. Ktoś może mnie próbować zabić. Z takimi myślami spędziłem wieczór na doskonaleniu nowej zdolności.
Powrót do góry Go down
Neo
VIP
VIP
Neo


Dołączył/a : 31/12/2007
Liczba postów : 1233


Pan Lodowego Ogrodu Empty
PisanieTemat: Re: Pan Lodowego Ogrodu   Pan Lodowego Ogrodu Icon_minitimeNie Sie 28, 2011 7:35 pm

Nic dodać nic ująć. Trening na zdolność napisany w fajny, nietypowy sposób.

Możesz sobie dopisać nową umiejętność na 1 poziomie, a na Twoje konto lądują 3 lvl.

Gratuluje bo wciąż utrzymujesz formę i to mnie cieszy:)
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Pan Lodowego Ogrodu Empty
PisanieTemat: Re: Pan Lodowego Ogrodu   Pan Lodowego Ogrodu Icon_minitime

Powrót do góry Go down
 
Pan Lodowego Ogrodu
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Saint Seiya PBF :: Off-Topic :: ARCHIWUM FORUM-
Skocz do: