Składnik II - Złoto
Delikatne palce szlachetnie urodzonego musnęły linię ust. Napotkały niespodziewaną przeszkodę w postaci poprzecznych, brutalnie ingerujących w przestrzeń jego ciała linii. Dreszcz przeszedł przez niego tak niespodziewanie jak Armia Chana przez Europę. Szata ceremonialna przylgnęła do skóry tak łapczywie, że można było pomyśleć że żywi się ona wręcz emocjami swojego nosiciela.
Podszedł do lustra, stojącego w kącie jego nowej komnaty. Nie sprowadzono jeszcze wszystkich niezbędnych sprzętów, jeden dzień to stanowczo zbyt długo.. Ponownie dotknął ust..
Postać w lustrze uczyniła to samo. Dobrze zbudowany, przystojny mężczyzna w kwiecie wieku, o świetnej pozycji na ziemskim padole, teraz wpatrywał się z ogromną niepewnością w własne odbicie w lustrze..
" To już trzy zachody Słońca, odkąd tu jestem. Pięć odkąd.." Trwał z dłonią przy ustach. Był zmęczony. Głodny. Przerażająco głodny..
-"Nie wytrzymasz.. " - Zasyczał nieznośny szept.
Gwałtownie cofnął się od lustra.
- Co?!?-"Głuchy też jesteś? Nie wytrzymasz." - Jad sączony z tych słów wywarł na nim ogromne wrażenie. Waza sprowadzona z chin obróciła się w pył kiedy ciężkie ciało Białego Olbrzyma zachwiało się, po czym upadło ciężko obok łóżka. Machinalnie ponownie obrócił głowę w kierunku odbicia.
To wykrzywiło paskudnie usta w przerażającym złowieszczym uśmiechu. Uśmiech ten nie objął oczu, które wciąż pozostawały nienaturalnie chłodne. Zestawienie tych dwóch groteskowych masek zrobiło na Lucjuszu tym większe wrażenie gdy ujrzał spływającą z kącików ust delikatną strugę szkarłatnego płynu. Uśmiech wciąż się rozrastał. Do momentu w którym poczuł metaliczny posmak krwi. W panice odepchnął się nogami jak najdalej od lustra. Plecy uderzyły w ścianę. Zimny kamień skutecznie torował mu drogę ucieczki, choć na dobrą sprawę nie miał gdzie uciec.
Był w piekle.
Postać w lustrze wstała. Uczynił to samo. Wahał się.
- De caelo in caenum - Zasyczał wąż w lustrze. Za jego plecami miast sprzętów, które jeszcze nie tak dawno kazał rozstawiać służbie zamkowej gromadziły się cienie. Zdawały się podpełzać, wić się niczym robactwo spragnione żeru..
Zrozumiał co usłyszał..
" Z Nieba w błoto." Rzucił ponowne spojrzenie na postać w lustrze. Uczyniła ona krok naprzód z kolejnymi słowami.
- De fumo in flammam - Zrozumiał co Opat chce mu przekazać. Nie ma odwrotu. Skinął głową. Był gotów służyć Panu swemu. Iść z dymu by wejść w ogień. Próba została rozpoczęta. Był u skraju wyczerpania, lecz nie zmienił zdania. I właściwie mógł się jedynie domyślać że jest to opat a nie jego choroba..
"Nie zmieniła tego walka z jednym z pozostałych wezwanych przez Pana, nie zmieniło oczekiwanie na Niego, nie zmienią też Twoje słowa Bracie Krzyża.. "Starcza twarz o przenikliwych oczach przyglądała się długo Lnianowłosemu po czym rzekła spokojnie.
- Bene... Cognosce te ipsum.. - Równocześnie z tymi słowy Cienie wypełzły zza pleców Szczupłego człowieka w bogato zdobionej szacie liturgicznej z wyraźnym rysunkiem czerwonego krzyża na czarnym tle. Jednocześnie rozbrzmiała dziwna muzyka ich głosów..
http://www.wrzuta.pl/aud/file/xXF0tc22Fg/02_-_black_moon_chronicles_-_the_black_moon"Odkryć siebie? Przecież to już.." - Nie zdążył nawet dokończyć w myślach zdania kiedy zorientował się kiedy otoczyli go ciasnym kręgiem. Każdy z kapłanów odziany był w zieloną szatę. Czerń kamieni tworzących podłogę w połączeniu z jadowitością komż zgromadzonych musiało przypominać z góry nieco zaćmienie księżyca..
Szept głosów zamieniał się w równomierny śpiew dwunastu Mistrzów mrocznych Liturgii. Ból był ogromny. Huczało mu w głowie. Wrzask rozdzierał dusze. Wlewał się w każdy fragment ciała. Rozcinał, miażdżył, napawał miłosierdziem Pana Tartaru a jednocześnie przerażał. Były chwile kiedy miał dosyć. A był to dopiero początek.
*********************************************************
Szum w uszach.. Jednostajność. Rytm. Śpiew męskich gardeł. Liturgia Słowa Umarłego. Stał w koncie sali. Było tak ciemno, że zdawało się że mrok wpływa do gardeł i wypełnia wnętrze zajmując wszystko co napotka na swej drodze. Był jednym z kręgu. starając się przeniknąć przez ciemność po dłuższej chwili dostrzegł ogromną ciemną plamę w środku kręgu. Przywodziła na myśl ogromny głaz. Odgłosy dobiegające lekko zza głazu zdradzały szamotanie się jakiejś drobnej istoty..
- Pamiętasz? - Śliski, wężowy głos odbił się echem w jego umyśle. Wywołując kolejny spazm bólu.
- Milczałeś wtedy. Pamiętasz? - Błysnęło krótkie ostrze. Metaliczny zapach podrażnił nozdrza zebranych wywołując w większości pierwsze symptomy podniecenia.
- Nie pisnąłeś nawet iskierką sprzeciwu przeciw losowi jaki obrał dla Ciebie nasz Pan. Dlaczego teraz uważasz że sam możesz wybierać?
"Wybrałem Pana. Nie brak mi niczego." Odpowiedział młodzieniec o zaszytych ustach.
********************************************************
Obraz rozmył się. Zniknęło wszystko. Pozostał mrok. Skulony Lucjus obejmował głowę ramionami. Dotknął spierzchniętych ust. Miała nastać rzecz oczywista. Jego własny wybór. Ku chwale Pana.
Zimny pot rozlał się na jego plecach kiedy drzwi jego celi otworzyły się. W świetle pochodni ujrzał drobną posturę brata Ahima. Bał się tego spotkania. Był on jednym z najbieglejszych w swej sztuce małodobrych Zakonu Krzyża Śmierci. Znał swój fach doskonale. Hebanowłosy obawiał się,że zbyt doskonale
"Cierpienie uszlachetnia." - Pocieszył się w myśli wychodząc za Bratem...
- Zaiste Synu. Pamiętaj o tym kiedy dopełnimy rytuału. Pamiętaj też, że Milczenie jest Złotem. - Słowa Mistrza Ahima były tak naprawdę ostatnimi jakie zapamiętał z tej nocy. Nie pamiętał światłych słów pozostałych mistrzów, potoków przepelnionych mądrością o oddaniu Panu Zmarłych, a co za tym idzie całego życia i całej swej śmierci. Nie pamiętał także słów jakże powściągliwej radości swych opiekunów kiedy w końcu rytuał się zakończył, a on sam dopiero co, zszywszy ostatkiem sił, zmasakrowanymi palcami swe usta odkażonymi w nieznanych mu na dobrą sprawę substancjach nićmi dotrwał do końca uświęcających w łasce Pańskiej Tortur Pana Podziemi.
******************************************************
Obraz rozmył się ponownie wraz z kolejnymi słowami. Wszechobecny mrok rozświetlały jedynie świece trzymane przez braci, tworzące na ich twarzach całe sceny dla teatru światła i cienia. Wciąż stali w kręgu śpiewając swoją pieśń.
-Pamiętasz?"Pamiętam. Czego więc chcesz?"- Ostatniego testu."Jestem gotów służyć Panu!!!" - Wykrzyknął niespodziewanie dla samego siebie Biały Olbrzym. Z zaszytych ust nie wydobył się jednak żaden dźwięk.
- Dobrze więc. Własnie do tego zmierzamy..Chór jego braci rozbrzmiewał w jego jaźni z cała swą mocą.
********************************************************
Wytrzymał. Odziany w liturgiczne szaty białowłosy mężczyzna leżał w swej komnacie z zamkniętymi oczyma oparty o ścianę nośną Zamku. Przed nim stało pięknie zdobione, dębowe lub mahoniowe lustro. Wokół niego paliło się dwanaście zielonych świec. Jego serce kilka godzin temu przestało bić. Umarł zapewne z wycieńczenia organizmu i niedożywienia. Kiedy ostatnia ze świec dokończyła na jego podobieństwo swego żywota..
Otworzył oczy. Wstał. Podszedł do lustra. Powoli zdjął ubranie mając w umyśle dziwną muzykę graną na nieznanych mu instrumentach, oraz sakralny śpiew współbraci. Nie rozumiał słów Opata. Bylo mu przeraźliwie zimno. Czuł się paskudnie. Lecz pamiętał. Nie wiedział tylko, czy napewno sam zamierza milczeć wobec wszystkich... Jedynie Hades Mistrzem Jego.
"Dziekuje Panie mój.. Ku chwale Twojej zaniosę pieśń milczenia tam gdzie wskażesz.."Occ: Miało być później, ale skoro są tacy którym przeszkadzają moje zaszyte usta, jest już. I niech Zamilkną Ci, którzy mają wątpliwości..