Poniższe treningu będą częściowo w formie dziennika. Ponieważ sama postać nie umie pisać będzie prowadzona narracje 3 os.
Dzień 1
Rozpoczyna się jego przygoda. Vasilij młody chłopak, który ponosi konsekwencje.
-Chyba trochę za późno, żeby ruszać w dalszą drogę. Przejdę przez Ciemny Bór i trafię od razu to miasteczka. Może w końcu sprawdzę czy prawdziwa jest ta legenda o ożywionym Wojownik z Zachodu?-powiedział sam do siebie
Zwrócił wzrok w kierunki drogi prowadzącej do Ciemnego Boru i powolnym tempem zmierzał w jego kierunku. Po drodze widział jak rolnicy z jego osady muszą ciężko pracować. Może to i dobrze, że nie czeka mnie taki żywot, ale mam nadzieję że nie umrę zanim dotrę do miasteczka.-pomyślał. Tuż przed wejściem podbiegł do niego jakiś wieśniak i powiedział:
-Lepiej tam nie wchodź! Nie słyszałeś o legendzie Rycerza z Zachodu?
-Oczywiście ,że tak idę tam bo chcę sprawdzić czy to prawda.
-A czym chcesz walczyć przeciwko duchowi w niewiarygodnie silnej, żelaznej zbroi? Nie mów tylko, że tą siekierą którą trzymasz przy pasie. Tym zabijesz co najwyżej śpiącego niedźwiedzia... może
-A ty skąd nimi o nim tyle wiesz? Gdyś się z nim spotkał to raczej bym teraz z Tobą nie rozmawiał?
-Tutaj się mylisz Vasilij, dobrze Vasilij się nazywasz?-Vasilij skinął głową w geście potwierdzenia.-Pewnego razu, kiedy moja matka nagle zachorowała potrzebna była jej pomoc medyka. Była zbyt słaba żebym miał czas na okrążenie Ciemnego Boru, więc poszedłem najkrótszą drogą- przez las. Kiedy było już widać wyjście przede mnie wyskoczyła postać jakiegoś rycerza. Miał ogromny miecz, potężną tarczę i zbroję na kształt zachodniego rycerstwa. Przygotowywał się do zadania silnego uderzenia, kiedy ja przeskoczyłem przez jego krok i jak piorun wybiegłem z lasu.
-Zdumiewająca historia. Czy myślisz, że gdybym zdobył jakąś tarcze i lepszą broń dałbym mu radę?
-Nie mam pojęcia. Nie wiem na ile stać tamtą zmorę. Mam dla Ciebie propozycję: gdy zdobędziesz lepsze wyposażenie przyjdź do mnie, może razem damy sobie z nim radę.
-Świetnie, tylko nie miej mi za złe jeśli to trochę potrwa. Jeszcze jedno: jak się nazywasz, nie przedstawiłeś mi się.
-Wybacz, nazywam się Lew Niedwiediewowski.
-Dobrze, nie tracę czasu, do zobaczenia Lwie-uśmiechnął się pod nosem. Podali sobie ręce po czym Vaisilij ruszył okrężną drogą do miasta.
Kiedy był już w połowie drogi, zobaczył jak kilka sarenek leżało na polance nieopodal drogi.
- Chyba pora na obiad
Po owych słowach wyjął siekierę i zaczął skradać się w kierunku saren. Vasilij nadepnął na gałąź, sarny zaczęły biec. Bez zastanowienia rzucił siekierą w najmniejszą z nich. Trafił jej prosto w udo. Podbiegł do nie wyjął siekierę i tępą końcówką walnął ją w głowę.
-To teraz czas na ognisko.
Zaniósł sarnę w wysoką trawę, a sam poszedł zbierać chrust i i drzewo, potrzebne do rozpalenia ogniska. Po jakiś 20 minutach wziął się za rozpalanie ogniska.
Po obiado-kolacji ruszył dalej. Stawiając pierwsze kroki w mieście podążył od razu do karczmy. Pewnym krokiem wszedł do karczmy. W tym momencie wszystkie głowy były zwrócone na niego.
-Witajcie
Nikt nie zwrócił na te słowa i każdy wrócił do rzeczy którą robił wcześniej. On sam poszedł do właściciela, chciał się dowiedzieć czy jest jeszcze jakiś pokój do wynajęcia.Był, więc zapłacił i jednocześnie zamówił coś do picia.
Nagle podszedł do niego miejscowy cwaniak, czeladnik zbrojmistrza- Wladimir.
-Hej ty wieśniaku wynoś się do pokoju bo śmierdzisz!
-Nikt nie będzie mi mówił co mam robić
-Co powiedziałeś śmieciu?!-wziął zamach, lecz Vasilij nie zwrócił na to uwagę-Takiś chojrak?! To masz!
Po tych słowach zadał cios prosto w okolice brzuchu. Kulugriew po tym ciosie przykucnął.
-Pożałujesz tego...
Nie myśląc dłużej podczas podnoszenia celowo silnie uderzył głową w brzuch. Władimir odsunął lekko oszołomiony. W tym krótkie czasie "wygnaniec" przygotował się do walki.
-Myślałem że będziesz lepszym przeciwnikiem
Te słowa były jak wyrok. Vasilij rzucił się zadając cios za ciosem w twarz, były one tak silne , że gdyby czeladnik nie przewrócił się o stół to z tego pojedynku bez twarzy. Twarz miała całą w krwi, nos silnie przekręcony. Kolugriew szybko wyjął siekierę do przyłożył Władimirowi do szyi.
-A teraz słuchaj! Oddaj całą kasę jaką masz przy sobie i wynoś się z tej karczmy!
-Masz i daj mi spokój! Aaaaa!-oddał sakiewkę i uciekł z karczmy jak poparzony.
-To ja żegnam ponów, dobranoc
Udał się do pokoju i położył się spać.
Dzień 2
Z samego ranka udał się do kowala. Dzięki wczorajszej bójce miał pieniądze aby kupić sobie uzbrojenie.
-Witaj kowalu, czy posiadasz aktualnie jakieś godne mnie wyposażenie wojenne?
-Władmirrr! W tej chwili do mnie!-i jak za pomocą czarodziej różdżki pojawił wczorajszy opryszek-Czy to ten pan tak Cię urządził?-Władmir wykonał potwierdzający gest-Więc w tej chwili leć po najlepszy miecz i tarczę!
Władimir nie zastanawiając się pobiegł do magazynu.
-Skąd ma pan pewność, że stać mnie na takie wyposażenie.
-Dostaniesz je za darmo, bo w końcu ktoś nauczył mojego czeladnika pokory-w tej chwili przybył Władimir z broniami w rękach, kowal wyrwał mu je i oddał Vasiliwi-Masz ja muszę wracać do roboty, z resztą Władimir też, żegnaj!
-Więc żegnaj.
Kolugriew od razu udał się w kierunku ostatniego spotkania z Lwem. Po kilku godzinach dotarł na miejsce. Wszystko zapowiadało, że niedługo rozpocznie się burza.
-Gotów do podruży w las?
-W gorącej wodzie kompany! Za chwilę rozpęta się wielka burza a ty chcesz iść do lasu?! Chodź do mego domu, tam odpoczniemy, a jutro o poranku ruszymy.
Vasilij bez słowa poszedł z Lwem.